niedziela, 30 listopada 2008

Tu i tam

Siedzę przed komputerem i popijam kawę zbożową. Przed chwilą przyjechałam do Krakowa.
Znowu ten Kraków... W tamtym roku prawie go nienawidziłam, a teraz... Teraz stał się jakiś taki bliższy, bardziej przyjazny. Jakiś taki bardziej Mój.
Nie oznacza to wcale, że moje kochane miasto poszło w niepamięć. Właściwie to dopiero teraz jestem w pełni świadoma uroku jego małomiasteczkowości, otulonej lasami i pagórkami, z historią pełną tajemnic.
Dzisiaj w moim umyśle zrodziła się ciekawa myśl: że mogłabym kiedyś być burmistrzem tego mojego miasta. Pomysł może i niedorzeczny, ale od czegóż jest wyobraźnia? :)

piątek, 28 listopada 2008

Pożegnanie



Arni nie wrócił... To oznacza że pewnie nigdy go już nie zobaczę.
Brakuje go... bardzo...

środa, 26 listopada 2008

Akademikowa scenka nr 1

Przed chwilą przyszła Olka, razem z Agatą poprawiały jakieś zadanie z niemieckiego dla kogoś tam. Zaraz po niej przyszedł Gamracy - upomnieć się o 1 zł który wisiała mu Agata i przy okazji żeby pożyczyć garnek.
Pierwsze, naturalne pytanie padło od razu: po co Ci ten garnek?
Będziemy robić frytki :)
Na to Olka: to kiedy możemy wpaść na kolację?
Gamracy: no to może za... zadzwonię :P A w ogóle to mamy tylko 2 kg ziemniaków na 3 osoby, więc nie ma się czym dzielić.
W związku z tym Olka nie chciała go wypuścić z pokoju. I z ironią powiedziała "tak jak w rozmowach kwalifikacyjnych: zadzwonimy do pani. Już to widzę".

wtorek, 25 listopada 2008

Szarość

Jest jakoś tak szaro. Nie tylko za oknem, ale w ogóle szaro.

Zdecydowanie za krótko spałam.
Chociaż nie to jest najbardziej bolesne, ale to że musiałam wstać o 6.00. Nie cierpię wcześnie wstawać. Tylko oczywiście życie nie daje mi żadnego wyboru w tej kwestii...

O 7.50 zaczęłam pisać kolokwium z mikro.
Minuty zaczęły pędzić.... (nie mam pojęcia dlaczego).
O 9.00 kolokwium się zakończyło. Nie było ani trudne, ani łatwe. Raczej podchwytliwe. I oczywiście zadanie obliczeniowe było skomplikowane. Nie wiem czy nie namieszałam w nim...

Przepadł mi dzisiaj rosyjski. Właściwie cieszę się z tego powodu.
Dzięki temu wypiłam pyszną kawę (i wreszcie się trochę obudziłam).
Teraz jeszcze tylko jeden wykład i wracam do akademika. Pewnie znowu zjem obiad o 19.00. A później zamierzam ambitnie pouczyć się statystyki (ale nie obiecuję że dam rady. Dzisiaj miałam ciężki dzień)...

Ogólnie w pozytywny nastrój wprawiają mnie reakcje ludzi na moje ścięcie włosów. Dziękuję tym wszystkim którzy mówią, że mi ładnie :) /a jeszcze ciekawsze są sytuacje kiedy ktoś to zauważa po 10 minutach rozmowy ze mną - wtedy dopiero jest zabawnie/

poniedziałek, 24 listopada 2008

Zabieganie

I zaczęło się...
Niestety zaczęło się mnożyć zajęć, referatów, kolokwiów, zadań, lektur... I wszystko to do zrobienia na wczoraj, albo nawet na tydzień temu. Zorientowałam się nagle, że brak mi czasu... że obiady jadam o 19, jeżeli w ogóle jadam... I że do tego wszystkiego trzeba jeszcze podejmować decyzje.
Życiowe Decyzje.
Takie które powinno się starannie przemyśleć, obgadać ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną. A ja nie mam na to czasu, więc bez większego zastanowienia zapisałam się dzisiaj na specjalność, która podoba mi się bardziej z nazwy (bo przecież skąd mam wiedzieć jaka będzie w praktyce).
Specjalność: Strategie rozwoju regionalnego.
Czyż nie brzmi to dobrze?

niedziela, 23 listopada 2008

Nagle...


... jesień zmieniła się w zimę. Naprawdę nie wiem kiedy złote liście opuściły drzewa i gdzieś zniknęły. A tutaj już śnieg... I już moje ukochane góry toną w białym puchu, a las za oknem mieni się biało-zielono.

I chyba z jesienią odszedł Arni...

Nie ma go już prawie tydzień. Wiem, że psy chadzają własnymi drogami, ale znam go dobrze i nigdy nie było go tak długo...


piątek, 21 listopada 2008

Do góry nogami

Ostatni miesiąc przyniósł tyle zmian, że już sama się w nich pogubiłam.
Całe moje życie stanęło na głowie, zupełnie nagle i niespodziewanie. Później rozglądnęło się, zorientowało że wszystko jest nie tak jak trzeba i w związku z tym zarządziło rewolucję.
A ja zupełnie zaskoczona nawet nie próbowałam oponować, poddałam się.

I dobrze, że tak się stało. Dostrzegłam wreszcie wszystko to co było źle. I zmieniłam... Zmieniłam przede wszystkim siebie...

Zobaczymy jak to rozwiązanie sprawdzi się na dłuższą metę, ale na razie mi dobrze ze sobą :)

czwartek, 20 listopada 2008

Rozbawienie

To było naprawdę coś. Kabaret PUK rozbawił mnie do łez. Przez ponad godzinę śmiałam się bez przerwy. To naprawdę niesamowite, że ktoś potrafi sypać żartami z rękawa, na żywo, bez zastanawiania się.
Pozytywna energia tkwiła we mnie przez całą drogę powrotną, którą musiałam odbyć pieszo (bo tramwaje nie jeździły z powodu wypadku), w dodatku w strugach deszczu i przy akompaniamencie silnego wiatru. Jakby jeszcze tego było mało noga bolała mnie z każdym krokiem coraz bardziej. A ja mimo tego szłam sobie z uśmiechem na twarzy (co wyraźnie dziwiło przechodniów).
Doprawdy zadziwiam sama siebie, nigdy wcześniej nie było we mnie takiego optymizmu jak teraz... Ciekawe...

środa, 19 listopada 2008

Od końca

Więc nie będę wcale zaczynać od początku - to by było nudne i przydługie. Zacznę od końca. Właśnie na końcu pewnej książki przeczytałam "życie może być przygodą, jeśli sami je takim uczynimy".
Szczerze mówiąc te proste słowa uderzyły mnie swoją prostotą i prawdziwością tak, że postanowiłam zamienić swoje życie w największą przygodę -
w Przygodę Życia :D

Noga boli mnie koszmarnie. A w zasadzie wcale nie.
Przesadzam, sama przed sobą wyolbrzymiam tą sprawę.
Jest coś takiego w ludziach, że lubią się nad sobą użalać. Ja też to mam...