środa, 17 grudnia 2008

Diabeł, czas, przyjaciel

Heh, jednak nie taki diabeł straszny jak go malują (a raczej lucyfer).
Wygłosiłam dzisiaj mój referat o gospodarczym znaczeniu płazów i gadów przed doktorem L. I co się okazało? Okazało się, że ciężkie przejścia z zeszłego i obecnego semestru nawet pozytywnie wpłynęły na nasze relacje. Nie mogłam wyjść z szoku gdy usłyszałam "Pani Joasiu, jest to najlepszy dzisiaj referat". Po prostu lol; a już myślałam, że z tym człowiekiem nie da się dojść do porozumienia.

W ostatnich dniach czas rozpędził się tak bardzo, że... aż sama nie wiem. Wiem tylko, że otaczają mnie sterty naczyń, a między nimi jeszcze większe sterty książek, że gdzieś wyparowała kawa, że wszystko jest w nieładzie, że coraz częściej myślę "spokojnie, w sobotę wieczorem wyjeżdżam na święta i nic mnie już nie obchodzi".

Ostatnio nie mogę spać. W moim przypadku jest to niemały ewenement. Do tej pory mogłam spać zawsze i wszędzie, z prędkością zasypiania równą prędkości dźwięku.
A teraz nie mogę spać...
Nie mogę zasnąć...
Budzę się nad ranem...
To jest właśnie najgorsze - obudzić się i zacząć myśleć. Dziś w nocy doszłam do wniosku, że rozpaczliwie potrzebuję przyjaciela. Takiego prawdziwego, któremu powiem wszystko od początku do końca. Ech, starzy przyjaciele już od dawna się nie odzywają.
Gdzie oni są, ci wszyscy moi przyjaciele??? Zabrakło ich, choć zawsze było ich niewielu...

Brak komentarzy: