Jest źle. Agata jest chora na całego. Gorączka, katar, kaszel... masakra jednym słowem. Pomijam już to że od początku roku nie była jeszcze zdrowa... Teraz te wszystkie zarazki wirują w powietrzu naszego jakże przestronnego pokoju (jakieś 4 na 6 metrów - jest to wartość zupełnie niepotwierdzona przez jakiekolwiek pomiary tudzież doświadczenia, błąd pomiarowy wynosi około 24 metry kwadratowe). W związku z tym czuję się atakowana przez wirusy... czuję się coraz bardziej chora. Magda już prawie wcale nie przychodzi (lęk przed załamaniem stanu zdrowia jest u niej ogromny), co raczej nam nie doskwiera.
Na stole i pod stołem obok łóżka Agaty leży stos lekarstw. Nie powiem...jest tego sporo. Sama się dzisiaj zaopatrzyłam w kilka specyfików (które według reklam powinny mnie postawić na nogi praktycznie w momencie). Później jeszcze chciałam dokupić aspirynę (cena 3,89) jednakże aptekę naprzeciwko akademika również dopadł kryzys finansowy i pani z przykrością stwierdziła, że nie ma wydać do 20 zł...
Byle tylko ten kryzys finansowy nie przerodził się przez to w epidemię grypy...
Właź, nie pier*ol...
15 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz