środa, 8 kwietnia 2009

Amazing day

Dzisiejszy dzień, a właściwie popołudnie było co najmniej ciekawym przeżyciem. Beata wpadła do nas do 112 i mówi, że wieczorem robimy grilla na balkonie. Ja informację przyjęłam i myślę sobie: fajnie dawno nie jadłam kiełbaski z grilla, będzie smaczna kolacja w fajnym towarzystwie.

Około 20 ekipa w składzie ja, Agata, Beata i Olka, wyruszyła do sklepu po niezbędne na grilla produkty. W połowie drogi, na Nowowiejskiej, z okna w bloku wychyla się chłopak i krzyczy "wbijajcie na imprezę" (skierowane najprawdopodobniej do innej wychylającej się osoby mieszkającej wyżej). Na to entuzjastyczne zawołanie Beata nie mogła pozostać bierna i czym prędzej odkrzyknęła "spoko ziom, nie ma sprawy". No i wywiązała się rozmowa, że tam ktoś ma urodziny, że jest impreza i że możemy wpaść jeśli chcemy. Tego ostatniego nikt nie  musiał dwa razy powtarzać, bo Beata nie miała zamiaru przepuścić takiej okazji. I już po chwili siedzimy w mieszkaniu na pierwszym piętrze pijąc rum z coca colą i cytrynką w środku. Solenizant student UJotu, jest trochę nieśmiały, (ale też rozrzutny bo po rumie proponuje nam tort urodzinowy) jest jeszcze trzech jego kolegów, studiują informatykę, chyba wszyscy na PK. My jednak mamy inne plany na wieczór więc po chwili dziękujemy za wszystko i chcemy wychodzić. Beata rozrzuca po przedpokoju jakieś śmieci które miała w reklamówce, później je zbiera, zakładamy buty, żegnamy się i oczywiście zapraszamy na grilla do Fafika. Ale oni nawet nie wiedzą gdzie jest Fafik... nie do pomyślenia!

środa, 1 kwietnia 2009

Prima Aprilisowa ironia

Zrobiła się w końcu wiosna, wreszcie zaświeciło słońce. Przez moment wydawało mi się, że teraz już wszyskto będzie ok... A nie jest... Nadal jestem sama. W zasadzie nie sama, bo przecież są wokól mnie ludzie, mam się do kogo odezwać, zamienić parę słów. Więc nie o to chodzi. Chodzi o to że czuję się samotna, że nie mam komu się wygadać, zwierzyć, że nie ma osób które by chciały znaleźć dla mnie czas. Nikt się nie interesuje co u mnie, czy wszystko ok, a jeśli nie ok to dlaczego. I każdy dzień jest taki sam - parę słów z Agatą, z Magdą, Olką w akademiku, na uczelni parę słów z Weroniką, rozmowa o jej kole naukowym, o facetach, później telefon od mamy, z lawiną pytań pt "co mam zrobić w tej czy tamtej sprawie", potem ja mówię, że ok, że się uczę, że u mnie nic ciekawego się nie zdarzyło... i tyle. Nic więcej. Szara codzienność w której ja nic nie znaczę...