A więc egzamin u dr. L. Wszyscy stoją pod salą. Ogólnie nikt się nie denerwuje, bo to już i tak nic nie da. Następują ostatnie konsultacje, czy aby na pewno kamieniem szlachetnym powstającym z korundu jest rubin, czy w reglu górnym rosną lasy sosnowe i co to są te związki kowariancyjne. Widać, że każdy coś wie... Pytanie tylko czy to wystarczy żeby zdać...??
Na egzamin wchodzi pierwsza grupa. Nie mija pół minuty jak dwóch kolegów opuszcza salę. Z naszej strony pada na nich grad pytań. Okazuje się że nie mieli krawatów.
No wiadomo, krawat rzecz niezbędna do pisania egzaminu. Nie wystarczy koszula z kołnierzykiem i spodnie w kantkę - musi być krawat! Co za idiotyzm, żeby z powodu ubrania oblewać kogoś z egzaminu.
Na dwie pozostałe grupy, czekające na swoją kolej pada blady strach. Spora część jest ubrana tak, że "można by się przyczepić". Więc następuje spontaniczna, pokojowa i pełna radości wymiana ubrań. Ci którzy już napisali zamieniają się bluzkami, koszulami, spodniami a nawet butami, a także oddają sobie krawaty tym którzy egzamin mają jeszcze przed sobą.
Trzeba sobie pomagać - w końcu jest sesja :)