wtorek, 6 stycznia 2009

Dzień kolejek

Wczorajszy dzień był zwariowany. Właściwie większość poniedziałku przyszło mi spędzić w różnego rodzaju kolejkach.
Ambitnie wyszłam wcześniej na uczelnię, żeby sobie kupić bilet miesięczny. Dotarłam do najbliższego automatu a tam stoi sobie kolejka. Około 20 osób. Szybko sobie przeliczyłam: każdy co najmniej minutę, czyli ze 20 minut... Nie ma szans, nie zdążę na uczelnię. Więc idę do innego automatu, a tam... To samo! Lekko się zdenerwowałam. Musiałam kupić sobie bilet jednorazowy i pędzić na uczelnie, a kupowanie miesięcznego zostawić na później.
Między zajęciami poszłam do biblioteki. Idę pewnym krokiem do szatni (obowiązkowej dla wchodzących do wypożyczalni) i widzę tłum... Kolejka na pół korytarza. Na szczęście szybko się posuwała. W bibliotece przy wypożyczaniu znowu kolejka (wszyscy zdali sobie sprawę, że sesja za pasem i pożyczają podręczniki), wracam do szatni po swoje rzeczy, już z daleka widzę kolejkę. Widzę też Weronikę stojącą w niej, zaczepiam ją a ona próbuje wciągnąć mnie do kolejki. Jednak ja dzielnie się trzymam i mówię że nie będę się chamsko wpychać (chociaż stania w kolejkach mam już powyżej uszu).
Ale niestety to nie był koniec kolejek tego dnia. Żeby kupić ten nieszczęsny bilet miesięczny odstałam jeszcze pół godziny na mrozie. A żeby kupić grapefruita w carrefourze straciłam kolejne 20 minut.
Ależ to było męczące... Nigdy więcej!

Brak komentarzy: